wtorek, 6 kwietnia 2010

Nawijska Gospoda u Wojmiry

Uchyla drzwi i przez szparę zagląda.
Nikt się nie kręci, nikt się nie krząta?
Wchodzi do środka, trochę niepewnie,
I mu od razu mina rzednie.
Bo na stole w okruchach chleba,
Szczur wielki, coś krwawego pożera.
Nie czeka chwili, miecz swój wyjmuje,
I z całej siły w szczura ładuje.
A szczur nie głupi, nie czeka wiele,
Łapie za flaczka, ze stołu wieje.
A miecz opada, ze świstem na stół,
I stół się łamie, równo na pół.
A on się dziwi, w swe siły nie wierzy.
Stół był dębowy, robiony jak się należy.
Aby w myślach, nad siła rozprawiać,
Zaczął powoli, na stołek siadać.
Jakie go zaskoczenie wielkie złapało,
Gdy siedlisko, pod nim się rozsypało.
Nie ma co nad siedliskiem się krzywić,
Bo nadszedł czas, by się pożywić.
Nie tracąc czasu, bo ślina leci z pyska,
Udał się szybko, w kierunku paleniska.
Chwycił kociołek, szczęśliwy że go ma,
I dostrzegł że kocioł, w połowie zeżarła rdza.
-Może-wtedy pomyślał sobie,
-W miodzie zatopię usta swoje?
Udał się zatem do spiżarni Wojmiry,
Gdzie pękate baryłki miodu były.
Otworzył beczułkę- i krzyk zawodzący,
Z beczułki wypłyną, płyn strasznie śmierdzący.
Pomyślał wtedy- niema co tutaj tracić czasu,
Biorę swój majdan i wracam do lasu.
A gdy wychodził, wściekły i zły,
Zatrzasną za sobą, dębowe drzwi.
I stała się wtedy, rzecz niesłychana.
Ta cała szopa, się rozsypała.
Nic się nie stało, pomyślał-phi...
W tym grodzie są przecie, tylko martwi.
Ciekawe tylko, co pomyśli Weneda,
Bo ten bałagan, posprzątać trzeba.
Zatem żywym świadkom szepcze do ucha,
-Powiedzcie Wenedzie"to Poświst dmuchał".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz